A: Trzydniowa wycieczka do Halong. Z punktów obowiązkowych - należy zobaczyć. I naprawdę warto. Niestety tłok. Mnóstwo łodzi. Trochę ciężko na własną rękę, więc prawie wszyscy korzystają z wycieczek organizowanych przez hotele w Hanoi. A właściwie wycieczki organizuje jedna, może dwie firmy a każdy hotel pełni rolę pośrednika. Polecanie więc jakiegoś hotelu czy biura nie ma sensu i tak losowo trafi sie na milą lub nie milą załogę. Trasy i punkty programu są wszędzie takie same (oprócz wysp: jaskinie, kajakowanie). Wszystko sprawia wrażenie prawie dobrze zorganizowanego. I prawie tak jest. Cena 2-dniowej wycieczki: 35$ (ze wszystkim oprócz napojów, żadnych napojów) za 3-dniową: 42 - 45$. Są też jednodniowe - bez nocowania. Wzięliśmy 3-dniową. I był to dobry wybór: 3-godzinny trekking na Catba, jest rewelacyjny (co prawda w w kilkunastoosobowej grupie, co trochę psuje nastrój). Jaskinie są piękne, ale: wycieczka zorganizowana i tłok oznacza: ktoś decze ci po piętach - ty depczesz komuś. Pan przewodnik (nieomal można zrozumieć co mówi po angielsku): "Teraz zwiedzane jaskini: 47 minut". No i jeszcze jakiś spec od jaskiniowego marketingu wymyślił, żeby podświetlić co nieco w jaskiniach, co uznać należy za pomysł wręcz przełomowy. Ale trochę skala barw mu się za bardzo rozszerzyła.
Z wniosków ogólnych : Cholernie dużo ludzi poza Europą myśli, że Europejczycy oglądają głupie filmy (powiedzmy Jacki Chan), śmieszne gagi w tv (skórka od banana), słuchają umcu umcu (powiedzmy...., no właśnie co: spice girls (ale jestem stary); no dobra niech będzie Szazza, albo Sabrina - wszystkie na S. czy to jakiś znak z kosmosu?), lubią kolorowe światełka (jaskinie na Halong) itd. Co ciekawe chyba mają rację.
Objawi a się to tak: wchodzimy do knajpy z radia płynie z cicha pęk jakieś popiskiwania na niewiadomo czym: znaczy się miejscowa muzyka. Obsługa patrzy: "O, cholera biali". Następnie są dwie możliwości: 1. trzeba sprawić im przyjemność, w końcu rzadki gość w tych stronach. I buch jedyna kaseta z umcu umcu na całą wytrzymałość głośników (miejscowi goście skręcają się, ale dzielnie znoszą dla dobra wspaniałej idei gościnności). 2. trzeba na nich zarobić (biały = pieniądze) a da się na nich zarobić, gdy będzie im fajnie i buch jedyna kaseta z umcu umcu na całą wytrzymałość głośników (miejscowi goście skręcają się, ale dzielnie znoszą dla dobra wspaniałej idei zarabiania na białych). Ale ekstra.
E: Faktycznie ceny napojów na statku są bardzo zawyżane. Mnie najbardziej jednak zaskoczyło, że obsługa pobierała opłatę za picie własnych napojów na statku (oprócz kajuty, rzecz jasna), a kwota ta wynosiła połowę ceny napoju zakupionego na statku, czyli nadal znacznie wyższą niż ten napój kosztuje w zwykłym sklepie.