A: Jak Amerykanie walczyli z Wietnamem to jednocześnie walczyli z Laosem, bo czemu mieliby nie walczyć, skoro mieli takie świetne bombowce. Walczyli więc z Laosem, m. in. przy pomocy dużej ilości bomb kasetowych. Średnio pół tony bomb na jedno Laotanczyka (łącznie 2 mln ton bomb - to jest chyba k...a dużo, ale może się nie znam), więc tam gdzie bomb spadało więcej (np. na wschodzie kraju) laotanczycy przez lata mieszkali w jaskiniach. Całe to bombardowanie miało na celu bombardowanie, więc bombardowano i nic nikomu o tym nie mówiono. Jakby tego było mało to jeszcze posiłkowano się czymś co się nazywa defoliant (Agent Orange - prawie jak sprzedawca telefonów), który pozbawił laotańskie drzewa liści, przez co laotańskie drzewa nie miały nic innego do roboty niż uschnąć. Amerykanie chcieli pozbawić liści drzew żeby lepiej widzieć co bombardują, bo udawali, że chcą bombardować Szlak Ho Chi Minha, ale sami w to nie wierzyli, wiec bombardowali po prostu. Z tych 2 mln ton bomb około 1/3 spadła w ciszy i spokoju nie czyniąc nikomu krzywdy. Tak sobie leżą od 30 lat i czekają, aż rolnik przejedzie pługiem po zapalniku odpalając siebie i bawału, który rzeczony pług ciągnie, w nieskończony kosmos. Albo przynajmniej urywając rękę czy nogę. I tak też się dzieje. Poza tym pozostałości po bombach można wykorzystać do robienia pługów i łopat i noży, bo amerykanie używali w bombach naprawdę dobrej stali. Można też spróbować rozbroić bombę i proch wykorzystać do muszkietu, którym można zapolować na borsuka, którego można sprzedać albo zjeść, albo można zrobić rakietę z bambusa, która poleci wysoko zwiastując nadejście pory deszczowej. A z łupin po nombach kasetowych można zobić doniczki, albo podpórki domów. O odminowywaniu można poczytać tu: http://www.maginternational.org/. MAG zajmuje się szkoleniem i odminowywaniem w różnych częściach świata, także w Laosie.
Do Phonsavan przyjeżdza się: zobaczyć garnki, o których wiadomo, że są i wiadomo, że są z kamienia oraz, że są duże (do 6 ton). Za to nie wiadomo: kto jest zrobił, po co, dla kogo i dlaczego i dlaczego tak dużo?
Do phonsavan (i okolic) można przyjechać także, żeby zobaczyć pozostałości po wojnie np. wciąż pozbawione drzew wzgórza, kratery po bombach. I oczywiście same bomby.
Biura turystyczne organizują więc stosowane wycieczki, które obejmują bomb barbecue. Każdy hotel musi mieć jakiś bombowy element, bo inaczej żaden turysta, nawet tam nie zawęszy. Innymi słowy bombardowanie i niewypały staly się atrakcją turystyczną; niewypał można nawet obie kupić. No tak: my mamy plac zabaw zwany muzeum powstania warszawskiego; a w Oświęcimiu powinno wybudować się lunapark ze zjeżdżalniami, fontannami, i superkomputerowymi symulatorami i mulimedialnymi prezentacjami gazowania i palenia. O kurczę, ale pojechałem. Może to tylko mnie wkurza (Elkę też).