A: Uzupełniam tego bloga, chociaż wcale nie mam na to teraz ochoty, ale jak się zaczęło to wypadałoby kontynuować.
Przepraszam wszystkich, którym chce i chciało się podążać naszym tropem. Lądowanie okazało się twarde, gdyż z miejsca udaliśmy się do lotniskowego szpitala, z którego przewieźli nas do normalnego szpitala, gdzie sobie mieszkamy. Ela (z grypą H1N1, czyli A - dokładnych wyników jeszcze nie ma) na 11 piętrze, ja w przyszpitalnym hotelu na 9 piątrze, gdyż na razie zdrowie mi dopisuje. Mamy nawet ładny widok z okna. Wygląda na to, że resztę pobytu tu spędzimy. Bardzo wygodne pokoje, darmowy pick up z lotniska i dobre żarcie. Czego chcieć więcej? Mam nadzieję, że nie przybrałem zbyt dramatycznego tonu.
E: Jest już 12 lipca. Ja powoli wracam do zdrowia, Arek dzielnie się trzyma i nie daje zarazkom. Tajskie plany się nam pokrzyżowały, ale jak to mówią: "always look on the bright side of life".
http://www.youtube.com/watch?v=jHPOzQzk9Qo&feature=fvw
tłumaczenie: http://www.kki.net.pl/~czytelnik44/always/zawsze.htm
Od razu lepiej :)