E: Szpital za nami. Ostatnie dni naszego pobytu w Azji spędzamy w miejscowości Kanchanburi, ok 200 km od Bangkoku. Oglądaliście film "Most na rzece Kwai"? My nie, ale widzieliśmy dziś ten most. No i tygrysy u mnichów. Początkowo mnisi oferowali tygrysom schronienie u siebie, wychowywali takie malutkie tygrysiątka i je oswajali. Później BBC albo inna stacja nakręciła film dokumentalny na temat tego miejsca, a teraz przyjeżdżają tu codziennie setki ludzi. Tygrysy są piękne, jest to fakt niezaprzeczalny. Głaskanie i przytulanie tygrysów jest też bardzo przyjemne, ale jak zwykle pojawia się pewne "ale". Tak już jest, że zawsze musimy trochę ponarzekać... Pojawia się bowiem druga strona medalu, czyli to, że żaden tygrys przy zdrowych zmysłach nie dałby się tak wszystkim głaskac.. Nie wierzę, że są tak wytresowane, po prostu na czas wizyt turystów, muszą być ogłupiane jakimiś lekami i to jest w tym wszystkim niefajne. Poza tym, nie widać już w ogóle tego codziennego "mnisiego" życia z tygrysami, wszystko jest zorganizowane dla turystów. Tak się dzieje w większości miejsc, które otwierają się na turystów; można się oburzać i denerwować i z tego zrezygnować, albo przełamać i skorzystać z niezwykle rzadkiej możliwości podrapania tygrysa za uchem..