E: W samolocie do Bangkoku było kilku wesołych kolesi lecących na bzykanko, a obok nas siedział kompletnie zalany pan. Przesiedliśmy się, stewardesy nas nie pobiły. Ale to pewnie dlatego, że jednak zostawiłam kapelusz w domu.
A: Z tym kapeluszem to Ela postąpiła słusznie. Strach był. Kompletnie zalany pan, wcale nie był zalany. Był w dalekim stopniu wczorajszy i jednocześnie przedwczorajszy (albo jeszcze głębiej), lecz w międzyczasie: nie mył się, nie używał dezodorantu i nie przebierał się. Wypacał i wydychiwał swoje ostatnie dni. Kolesie byli takim najgorszym typem: nie tacy, co to "po prostu" jadą sie zabawić, ale tacy.... żona nie dała, w pracy poniewierany, zupa za słona i raz do roku jestem bogiem z plikiem euro w kieszeni. Panem i władcą. Takie wrażenie.
UWAGA: osoby przesiadające się się w Bangkoku i korzystające z nowego biletu lotniczego, np. jakiejś miejscowej taniej linii: czyli nie mogące skorzystać z normalnego tranzytu: muszą wykupić wizę tajlandzką, wyjść, zabrać swój bagaż i odprawić się. Cała ta procedura zajmuje (zależnie od kolejek), nawet ponad 2 h. Międzylądowanie godzinne może się nie udać. Do wizy Tajlandzkiej potrzebne jest zdjęcie (można zrobić na miejscu, ale po co?).
E: Zdjęcie na miejscu robi się wtedy, gdy zapomniało się wziąć zdjęć do bagażu podręcznego i zostawiło w głównym, tak jak zrobił to Arek.