A: Z Singapuru autobus zawiózł nas w 5 godzin do Melaki, gdzie zamieszkaliśmy z Kanadyjczykiem u pewnej przyjaznej malajskiej Chinki, która swego czasu była w Polsce. Pierwszego dnia snuliśmy się leniwie po mieście, w którym w końcu Chinatown różniło się od reszty miasta. Malaka ma dłuższą historię miejskowości niż większość malezyjskich miast (takie Kuala Lumpur powstało w drugiej połowie XIX wieku) a obecność Europejczyków datuje się na początek XVI wieku. Chińczycy pojawili się tu nawet wcześniej, późnij jeszcze doszli Hindusi, więc wszystko jest tu starsze i pomieszane. Pomieszane zarówno etnicznie: chińczycy, malajowie, hindusi, plus mieszanki - szczególnie chińsko-malajska (Peranakan lub inaczej Baba-Nonya), która kształtowane od XV wieku utworzyła specyficzną kulturę, jak i językowo łącznie z językiem kristang zbliżonym do staroportugalskiego (Portugalczycy jako pierwsi Europejczycy opanowali Melakę) mówionym przez kreoli, którzy wciąż zamieszkują Melakę (przez 400 lat nie zostali wchłonięci) i raz do roku przez kilka dni obchodzą święto San Pedro (koncerty i takie tam - trailiśmy na ostatni dzień).
Drugiego dnia pojechaliśmy za miasto zobaczyć Małą Malezję - taki park z domami tradycyjnymi ze wszystkich stanów Malezji. A wieczorem czmychnęliśmy do KL.